Category: makaron
Sos pomidorowy z rodzynkami, migdałami i anchois, czyli łoś w świecie Haute Cuisine
W ostatnich dniach miałam najprawdziwszy Kulinarny Tour. I nie chodzi tylko o to, że bardziej niż kiedykolwiek doceniłam bliską odległość Piotra i Pawła, biegając w dresie po kolejne tabliczki czekolady.
To, co jeszcze po kilku dniach doprowadza mnie do stanu kompletnego rozmarzenia to toasty sorbetem marchewkowym, jakie wznosiłam z okazji drugich urodzin magazynu Food & Friends. Nic już nie będzie takie samo po tym wieczorze w Concept 13, taka prawda. Tego wieczoru spróbowałam kilku wyśmienitych dań, które zmieniły moje postrzeganie współczesnej kuchni. Dla przykładu posłużymy się przykładem koronnym – Magiczną Marchewką.
Na początku przyglądałam się stołowi z tajemniczymi mikroporcyjkami na boku talerzy, w oczekiwaniu, aż wjedzie na nie wielki kawał mięsa lub przynajmniej makaron. Nic nie wjechało, a te mikroporcyjki były kompletnym deserem nr 1. Składał się na niego owy marchewkowy sorbet, minipralinka z marakui, kosmiczny plasterek marchewki i czekoladowy malutki obwarzanek w płynnym karmelem..
I w końcu, głównie dzięki temu tajemniczemu plasterkowi marchewki o tak niepojętej konsystencji, zrozumiałam dwie rzeczy. Pierwsza: nic nie wiem o jedzeniu. Druga: chcę się nauczyć. Przez lata nabrałam przekonania, że świadomie wybieram styl prostego, radosnego bajzlu na talerzu, bo nie odpowiadają mi przekombinowane maleńkie potrawo-statuetki wymagające godzin przygotowania. Przed ustaleniem werdyktu popełniłam jeden błąd w kalkulacji – nigdy takiej naprawdę dobrej statuetki nie spróbowałam.
To odkrycie smutne i radosne zarazem, kiedy uświadamiasz sobie, jak ograniczoną masz wiedzę na temat, który Cię pasjonuje, ale jednocześnie odkrywasz, jak wiele jeszcze możesz się nauczyć. I co jeszcze możesz zjeść, w tym kontekście.
A co do ma do kolejnego makaronu, który dzisiaj zjadłam? No cóż, nie od razu Rzym zbudowano. Nie zmienię stylu gotowania z dnia na dzień i nie zacznę się stołować w restauracjach pretendujących do gwiazdek Michelina. Ale ale, zaczęłam po prostu kombinować. Odważyłam się na przepis z anchois, pomieszałam proporcje z oryginału Nigelli, otrzymałam w efekcie coś naprawdę przepysznego.
Wierzę, że znajdę kompromis, który pozwoli mi tworzyć w domu coraz bardziej wyszukane potrawy bez konieczności stosowania ciekłego azotu i tym podobnych gadżetów. Ale oficjalnie nadszedł czas na zakończenie krucjaty przeciwko nowatorskiej i nieoczywistej kuchni. Drogie dzieci, po prostu nic nie wiecie, póki nie spróbujecie.
Składniki (na dwie porcje):
ok. 250g makaronu
200g pomidorków koktajlowych
3 filety anchois
15g rodzynek sułtanek (te złociste)
1 ząbek czosnku
15ml (ok. 1 łyżka) kaparów
25g płatków migdałowych
30ml oliwy z oliwek
opcjonalnie: liście świeżej bazylii i kilka suszonych pomidorów w zalewie
1. Przygotuj makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu – kiedy będzie prawie gotowy, odlej niecałą szklankę wody z garnka, przyda się na później.
2. W czasie, kiedy makaron się gotuje, wrzuć do blendera wszystkie powyższe składniki, oprócz bazylii. Posiekaj mocno, tak, żeby wszystkie składniki stworzyły pastę z drobnymi kawałeczkami migdałów. Suszone pomidory wykorzystaj wedle uznania – wzmocnią smak pomidorów jeśli nie uda Ci się kupić świeżych, które będą wystarczająco aromatyczne lub jeśli uznasz, że zbyt mocno czujesz smak czosnku czy anchois – wedle uznania 🙂
3. Odcedź gotowy makaron i wymieszaj z sosem. Jeśli będzie go za mało i będzie za gęsty, dolej odrobinę wcześniej odlanej wody.
4. Podawaj ze świeżymi listkami bazylii.
Smacznego!
Tagiatelle z mięsnym sosem nie ze słoika, czyli czar kuchennych klimatów
Od razu uprzedzam – dla tych, którzy zabiorą się za przygotowywanie tego dania na głodniaka, świat nie będzie miłym miejscem. Przygotowanie dania zajmuje około 45 minut, ale jedząc go można odnieść wrażenie, że sam sos ma świadomość swojego okrucieństwa i chce nam się odwdzięczyć swoim cudownym smakiem.
Od pierwszego kęsa wiedziałam, że kończą się czasy tolerancji dla słoikowych sosów do makaronu. Bo prawda jest taka, że mimo uwielbienia do gotowania, mam słabość do wygody, jaką dają gotowce. Wystarczy jednak, że włączę sobie jakiś lekko kompromitujący bit w tle, założę niewyjściowe ciuchy, porozstawiam garnki na każdej płaskiej powierzchni w kuchni i już mamy wartość dodaną do potraw własnego wyrobu – klimat. Żaden słoik Wam tego nie da.
oliwa (ok. 4 łyżki)
85g wędzonego boczku
1 posiekana cebula
1 posiekany ząbek czosnku
1 marchewka, pokrojona w kostkę
1 natka selera
225g mielonego mięsa wołowego
115g wątróbek drobiowych
2 łyżki passaty (lub siekanych pomidorów z puszki)
125ml białego wytrawnego wina
125ml wywaru wołowego
1 liść laurowy
parmezan do smaku
sól i pieprz
450g makaronu
1. Podgrzej oliwę na głębokiej patelni lub garnku, wrzuć boczek i smaż na średnim ogniu przez około 5 minut.
2. Dodaj na patelnię warzywa: cebulę, czosnek, marchewkę i seler. Smaż przez kolejne 5 minut, co jakiś czas mieszając.
3. Dodaj mielone mięso i smaż wszystko na większym ogniu przez kolejne kilka minut, aż mięso zbrązowieje.
4. Dodaj wątróbki i mieszaj przez 2-3 minuty.
5. Wrzuć passatę, oregano i liść laurowy, dolej też wywar wołowy i wino. Zmniejsz ogień i gotuj wszystko przez około 30 minut. W tym czasie ugotuj makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu dla uzyskania makaronu “al dente”.
6. Odcedź makaron, wyjmij liść laurowy z sosu i wymieszaj wszystko razem. Tuż przed podaniem, posyp porcje startym parmezanem.
Smacznego!
Tagliatelle z jamón ibérico, czyli co z tą szynką?
Do Hiszpanii warto jechać z dwóch powodów – słońca i szynki od szczęśliwych świnek. Jej historia jest prosta: świnki biegają po dębowych lasach pełnych żołędzi, jedzą to, na co mają ochotę (czyli żołędzie) i żyją w trybie zen aż do momentu, kiedy zmieniają się właśnie w jamón ibérico de bellota. Cieniutko krojone mięso, bardziej kruche od włoskiej prosciutto, ma drzewny aromat wart każdej zbrodni na domowym budżecie.
Jako że w zbrodniach jestem niezła, do Polski przyjechało kilka opakowań szynki. Najlepsze produkty wymagają najprostszej oprawy, dlatego przez długi czas wyznawaliśmy zasadę “szynka plus wino”, która umiliła nam niejeden dekadencki wieczór.
Motywacja do zmiany perspektywy przyszła, jak zwykle, z głodu. I z Kwestii Smaku. Oryginalne wydanie z szynką parmeńską i orzechami macadamia zostało lekko zmodyfikowane i tak powstał naprawdę boski i grzeszny obiad, który, na szczęście, mogę powtórzyć jeszcze raz z ostatnich plastrów jamón ibérico.
PS. Specjalne podziękowania dla Kochanego Taty, który zaopatrzył naszą skromną zagrodę w kilogram imponującego Grana Padano i parmezanu. Rozpusta zaiste ma wiele twarzy, ale jako Ser wygląda najpiękniej.
200g tagliatelle
2 ząbki czosnku
łyżka oliwy
ok. 5 plastrów jamón ibérico
garść płatków migdałowych
100g śmietany 18%
pieprz do smaku
twardy ser (parmezan, grana padano) do smaku
1. Ugotuj makaron, a jednocześnie podsmaż pokrojony drobniutko czosnek na oliwie.
2. Dodaj pokrojoną szynkę – wedle uznania, ja wybrałam średniej wielkości plasterki.
3. Smaż szynkę około 5 minut na średnim ogniu, dodaj płatki migdałów, a następnie zredukuj temperaturę i dodaj śmietanę. Dopraw pieprzem (nie polecam soli – szynka i ser są wystarczająco słone) i pozostaw chwilę jeszcze na patelni.
4. Kiedy makaron będzie gotowy, połącz go z zawartością patelni. Dokładnie wszystko wymieszaj i podawaj ze świeżo startym serem.
Smacznego!
Makaron z kurkami i kozim serem, czyli poznajcie moją Siostrę
Makaron z pieczarkami w oliwie cytrynowej, czyli o trybie gotowania jednoosobowego
Fussili z czosnkowym boczkiem, czyli esencja słowa "ekspres"

Smażone krewetki z makaronem soba, czyli o zmiennych przekonaniach
Makaron z truflami i parmezanem, czyli o aspiracjach życiowych
Makaron prowansalski, czyli historia oszustwa

Składniki (na około 4 niewielkie porcje):